piątek, 8 stycznia 2016

Prolog

   Sprężyna. To właśnie ją czułam w tej chwili na moich plecach. Wbijała mi się w żebra, tworząc w skórze małe wklęsłości, które z każdym poruszeniem się, zmieniały swoje położenie. Zimne stopy stykały się z nieprzyjemnych szorstkim materiałem pokrywającym niewygodną kanapę. Skrzyżowane razem z podkulonymi kolanami pod samą brodę i oplatającymi je rękami, tworzyły ze mną małą kulkę, którą jednym tknięciem palca można by było przepchnąć we wszelakie strony – istna marionetka. Bez życia, wyróżniająca się tylko pobieraniem małej cząstki tlenu. Nieprzytomnym wzrokiem błądziłam po zniszczonych paznokciach pokrytych dwu miesięcznym lakierem, który powoli samoczynnie odrywał się od ich płytki – granatowy.... On lubił je w tym kolorze. Wyciągnęłam jedną dłoń, aby przetrzeć kolejną zagubioną łzę spływającą po wychudzonym policzku. Moje nogi samoczynnie z braku sił opuściły wcześniejsze miejsce, przez co kolana zetknęły się z kolejną sprężyną. Strach. Pustka. Z powrotem docisnęłam je do klatki i jeszcze mocniej ścisnęłam, aby mieć pewność że tak pozostanie. Świadomość tego, że już teraz nie jestem w stanie poczuć ciepłych ramion na swym barku, czy talii. Pocałowanie w głowę. Powiedzenie „Będzie dobrze”, czy „Kocham Cię”, wydobywające się z malinowych ust i powodujące przebiegające ciarki po całej mojej skórze, jak stado małych, widzialnych tylko pod mikroskopem ludzików, których stopy powodują lekkie łaskotanie. To sprawia, że ogarnia mnie strach przed dalszym, a moja klatka zapada się, chowając gdzieś w głąb ciała.
  • Proszę- do moich uszu dobiegł spokojny, pełen troski głos, który spowodował, że moja głowa automatycznie zwróciła się w jego kierunku. Musiałam kilkakrotnie przymknąć powieki, aby móc wyostrzyć swój wzrok, jak i zwilżyć gałki oczne, które były wysuszone przez nieustanne patrzenie w jedno miejsce. Dostrzegłam delikatny uśmiech na jej twarzy i kiwnięcie w stronę ręki. Mój wzrok padł na ceramiczny, różowy kubek z czarnym napisem never give up. Poprawiłam ramiączko z koszulki i wsparłam się na rękach, przez co usiadłam znacznie wyżej, a sofa na której się znajdowałam wydała skrzypiący dźwięk, świadczący o jej starości. Skrzywiłam się na wydobyte fale dźwiękowe i sięgnęłam ręką po naczynie.
  • Dziękuję- odpowiedziałam cicho, ale na tyle głośno by mogła mnie usłyszeć. Oplotłam kubek, obejmując go w równomiernych odstępach palcami. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny malinowy zapach, a para okalała całą część mojej twarzy. Zaciągnęłam mały łyk, parząc przy tym język – trudno, nie obchodzi mnie to. Naczynie znowu powędrowało między moją górna partię ciała, a podkulone kolana. Ponownie mój wzrok odnalazł jeden punk – para. Jedyne czym teraz poruszałam, były pocierające się o siebie, zimne duże palce u stóp. Moje ciało zatonęło jeszcze bardziej w kanapie, pod wpływem kolejnego ciężaru – Lux. Dziewczyna sięgnęła po puchatą poduszkę i otuliła nią swój brzuch. Zaczęła mierzwić jej frendzle, zwisające w jej rogach. Usłyszałam głębokie nabranie powietrza – nerwy. Tak naprawdę nie wiem co w tej chwili czuję. Aktualnie nie mam chęci do życia. Zapewne w wielu głowach ludzi, widząc mnie, chodzi myśl „Nienormalna. Był ten to będzie następny”. Nie dla mnie. Nie po tym co nas spotkało. Nie po tym co stało się tego wieczoru. A wiedzą o nim tylko najbliżsi.
  • Mel...?- usłyszałam niepewny cichutki głosik- Opowiedz mi wszystko- moje ciało sparaliżowało się na sama tę myśl, a z oczu popłynęła kolejna łza.