Sprężyna.
To właśnie ją czułam w tej chwili na moich plecach. Wbijała mi
się w żebra, tworząc w skórze małe wklęsłości, które z
każdym poruszeniem się, zmieniały swoje położenie. Zimne stopy
stykały się z nieprzyjemnych szorstkim materiałem pokrywającym
niewygodną kanapę. Skrzyżowane razem z podkulonymi kolanami pod
samą brodę i oplatającymi je rękami, tworzyły ze mną małą
kulkę, którą jednym tknięciem palca można by było przepchnąć we wszelakie strony – istna marionetka. Bez życia, wyróżniająca
się tylko pobieraniem małej cząstki tlenu. Nieprzytomnym wzrokiem
błądziłam po zniszczonych paznokciach pokrytych dwu miesięcznym
lakierem, który powoli samoczynnie odrywał się od ich płytki –
granatowy.... On lubił je w tym kolorze. Wyciągnęłam jedną dłoń,
aby przetrzeć kolejną zagubioną łzę spływającą po wychudzonym
policzku. Moje nogi samoczynnie z braku sił opuściły wcześniejsze
miejsce, przez co kolana zetknęły się z kolejną sprężyną.
Strach. Pustka. Z powrotem docisnęłam je do klatki i jeszcze
mocniej ścisnęłam, aby mieć pewność że tak pozostanie.
Świadomość tego, że już teraz nie jestem w stanie poczuć ciepłych
ramion na swym barku, czy talii. Pocałowanie w głowę. Powiedzenie
„Będzie dobrze”, czy „Kocham Cię”, wydobywające się z
malinowych ust i powodujące przebiegające ciarki po całej mojej
skórze, jak stado małych, widzialnych tylko pod mikroskopem
ludzików, których stopy powodują lekkie łaskotanie. To sprawia,
że ogarnia mnie strach przed dalszym, a moja klatka zapada się,
chowając gdzieś w głąb ciała.
-
Proszę- do moich uszu dobiegł spokojny, pełen troski głos, który spowodował, że moja głowa automatycznie zwróciła się w jego kierunku. Musiałam kilkakrotnie przymknąć powieki, aby móc wyostrzyć swój wzrok, jak i zwilżyć gałki oczne, które były wysuszone przez nieustanne patrzenie w jedno miejsce. Dostrzegłam delikatny uśmiech na jej twarzy i kiwnięcie w stronę ręki. Mój wzrok padł na ceramiczny, różowy kubek z czarnym napisem never give up. Poprawiłam ramiączko z koszulki i wsparłam się na rękach, przez co usiadłam znacznie wyżej, a sofa na której się znajdowałam wydała skrzypiący dźwięk, świadczący o jej starości. Skrzywiłam się na wydobyte fale dźwiękowe i sięgnęłam ręką po naczynie.
-
Dziękuję- odpowiedziałam cicho, ale na tyle głośno by mogła mnie usłyszeć. Oplotłam kubek, obejmując go w równomiernych odstępach palcami. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny malinowy zapach, a para okalała całą część mojej twarzy. Zaciągnęłam mały łyk, parząc przy tym język – trudno, nie obchodzi mnie to. Naczynie znowu powędrowało między moją górna partię ciała, a podkulone kolana. Ponownie mój wzrok odnalazł jeden punk – para. Jedyne czym teraz poruszałam, były pocierające się o siebie, zimne duże palce u stóp. Moje ciało zatonęło jeszcze bardziej w kanapie, pod wpływem kolejnego ciężaru – Lux. Dziewczyna sięgnęła po puchatą poduszkę i otuliła nią swój brzuch. Zaczęła mierzwić jej frendzle, zwisające w jej rogach. Usłyszałam głębokie nabranie powietrza – nerwy. Tak naprawdę nie wiem co w tej chwili czuję. Aktualnie nie mam chęci do życia. Zapewne w wielu głowach ludzi, widząc mnie, chodzi myśl „Nienormalna. Był ten to będzie następny”. Nie dla mnie. Nie po tym co nas spotkało. Nie po tym co stało się tego wieczoru. A wiedzą o nim tylko najbliżsi.
-
Mel...?- usłyszałam niepewny cichutki głosik- Opowiedz mi wszystko- moje ciało sparaliżowało się na sama tę myśl, a z oczu popłynęła kolejna łza.